poniedziałek, 30 styczeń 2023 12:00

C.K.

Oceń artykuł
(0 głosów)

Chciałabym podzielić się historią naszą i naszego wspaniałego synka. Do Pana Jurka trafiliśmy jak nasz CK miał 4 latka.

Ale od początku. Do drugiego roku życia naszej pociechy nie bardzo mnie niepokoił fakt, że nasze dziecko niewiele mówi. Tylko pojedyncze słowa lub "po swojemu". Aczkolwiek jak obserwowałam dzieci na placu zabaw widziałam pewne różnice, ale tłumaczyłam sobie, że nasze dziecko nie ma praktycznie kontaktu z dziećmi w jego wieku poza sporadycznym wyjściem na plac zabaw i że pewnie dlatego, że jesteśmy rodzina dwujęzyczną wiec pewnie mowa przyjdzie trochę później. Jednak gdzieś z tyłu głowy coś mnie niepokoiło i nie dawało spokoju. Czułam, że moje dziecko nie zdobywa "kamieni milowych" tak szybko jak inne dzieci. CK późno siedział, raczkował i chodził. Ale znowu tłumaczyłam sobie, że każde dziecko jest inne i rozwija się w swoim czasie. Moi synek był również nadpobudliwy. Ciągła stymulacja, bieganie od rana do wieczora bez przerwy. Wyjście na spacer graniczyło z cudem. Ciągłe uciekanie, nie reagowanie na moje wołanie, wyrywanie się. Bałam się z nim chodzić kolo ulicy z wiadomego powodu. Ciągłe wrzaski i histerie w miejscach publicznych. W wieku 2.5 lat z dnia na dzień tak po prostu przestał jeść swoje ulubione potrawy. Na początku pomyślałam, że po prostu mu się znudziły. Ale po kilku tygodniach nie było zmiany a po kilku miesiącach ilość produktów, które chciał jeść była tak niewielka, że byłam zrozpaczona. Obawiałam się, że moje dziecko po prostu się zagłodzi. Zauważyłam również inne objawy, które doszły w międzyczasie. Nie chciał się bawić zabawkami, których miał cale "tony". Za to zaczął układać rożne przedmioty w rzędy, co nie miało zupełnie sensu. Przyglądając się temu wszystkiemu wiedziałam, że coś jest "nie tak". Jednak chyba trudno było do tego dojrzeć od razu. Tłumaczyłam sobie, że może to się jednak zmieni i nadgoni swoich rówieśników, bo przecież on jest jeszcze malutki. W międzyczasie, kiedy CK skończył 3 latka postanowiłam zapisać go do przedszkola sądząc, że wszystko się zmieni jak CK złapie kontakt z innymi dziećmi. Niestety tak się nie stało. Poza tym dziecko przeżywało straszliwa traumę podczas separacji z mama i vice versa. Ja byłam kłębkiem nerwów i płakałam cala drogę do domu.

CK do 3 roku życia nigdy na nic nie chorował. Byłam pewna, że ma wspaniałą odporność. Pomimo że był "niejadkiem" nigdy nie jadł gotowców. Zawsze zdrowe świeże produkty ugotowane przeze mnie od A do Z. Niestety bardzo szybko się przekonałam, że odporność mojego dziecka jest niemal zerowa. Juz po nie całym tygodniu CK był chory. Gorączka 39 stopni, kaszel i cala reszta innych objawów. I tak się zaczęło błędne kolo. Trzy dni w przedszkolu trzy tygodnie w domu. Rodzina mnie przekonywała, że przecież gdzieś ta odporność musi nabyć a przedszkole jest wspaniałym na to sposobem. Ja wcale nie byłam tego taka pewna. A ból dziecka udzielał się również mi. W każdym bądź razie próbowałam jednak małymi kroczkami po dwie godzinki dziennie. Do czasu. Pewnego dnia moje bardzo energiczne dziecko położyło się w ogródku i po prostu usnęło. Od razu zapaliła mi się czerwona lampka, że coś jest nie tak. Moje dziecko było gorące jak rozgrzany kaloryfer! 39.5 gorączka. Po 20 minutach już 40 stopni. Zdrętwiałam, ale zaczęłam działać szybko i tak tez szybko wszystko się potoczyło. Szpital. Ostre zapalenie krtani, które przywlókł z przedszkola. Dwa dni sterydy, kroplówki z glukoza i jeszcze inne cuda. Po 2 dniach powrót do domu. Dziecko "wyleczone". Wieczorem znowu gorączka, która nie ustępowała. Dziecko słabe. Znowu szpital diagnoza: angina. Tym razem przyniesiona ze szpitala. Siedem dni antybiotyk i cala reszta innych świństw. Już podczas pobytu w szpitalu coś zaczęło się dziać z dzieckiem. Zero reakcji na cokolwiek, histerie, a nawet objawy agresji. Byłam przerażona. Po wyjściu ze szpitala było coraz gorzej.

Pewnego dnia, kiedy natknęłam się na "życzliwą" znajomą, która oznajmiła mi, że moje dziecko ma autyzm. Na sto procent i przekonywała mnie, że wie co mówi, bo jest terapeutką. Zwaliło mnie z nóg. Dosłownie. Nie przespałam całej nocy, rzeka łez... Tak, owszem, podejrzewałam pewne cechy które zalatywały na spektrum ale nie na autyzm w pełnym wydaniu. Poza objawami które opisałam powyżej (a które pogorszyły się niesamowicie po szpitalu) moje dziecko jest niezwykle bystrym, mądrym małym człowiekiem który uwielbia towarzystwo i ludzi. Lubi być w centrum zainteresowania i zwracać na siebie uwagę. Nigdy nie siedzi sam i nie lubi się sam bawić. No sorry Pani "terapeutko" ale to autyzmem na pewno nie jest! W każdym bądź razie "terapeutka" poradziła żeby szybko zacząć działać i go zdiagnozować (najlepiej prywatnie) i rozpocząć terapię. Ja niestety w tym popłochu i desperacji umówiłam się na wizytę u Pani neurolog, która co prawda nie wspomniała słowa autyzm, ale zasugerowała rozpoczęcie procesu testów i badań. Jednym z nich jest rezonans magnetyczny, oczywiście pod narkoza. Po tych słowach tak jak szybko weszłam do jej gabinetu jeszcze szybciej wyszłam! Moje dziecko nie będzie poddawane inwazyjnym badaniom, a później tresowane jak małpka podczas wspaniałych terapii jak np. behawioralna.

Tego samego wieczoru po powrocie zaczęłam działać, ale na prawdę działać. Wyluzowałam, uspokoiłam się i zaczęłam grzebać. I wygrzebałam. Bardzo szybko znalazłam gabinet Pana Jurka - ALGOMED. Po przeczytaniu dosłownie wszystkiego a przede wszystkim historii dzieci i ich rodziców wiedziałam że znalazłam to czego szukałam. Po kilku dniach byliśmy już umówieni na pierwszy turnus. I tak się zaczęła nasza wspaniała przygoda...

Do Pana Jurka trafiliśmy w lipcu 2022 roku. Od razu wiedział, co jest i potwierdził moje podejrzenia. Delikatne cechy spektrum. Do pełnoobjawowego autyzmu było daleko, ale wyjaśnił, że gdybyśmy do niego nie trafili w ciągu następnych 2 lat mięlibyśmy do czynienia z pełnoobjawowym autyzmem. Ja to wiem, bo widziałam, co się z dzieckiem działo. Lepiej nie było a objawów z czasem przybywało. CK jest inteligentnym dzieckiem z niesamowita pamięcią wzrokową i słuchową. Często myślałam, że jest w nim tyle niekrytych "skarbów”, które trzeba wydobyć, ale wydawało się jakby to wszystko było jakoś zablokowane, a ja nie wiedziałam jak to odblokować, żeby ten cały potencjał, który ma mój synek zaczął prawidłowo funkcjonować. Nie wiedziałam jak to zrobić... Ale... Pan Jurek wie! I to właśnie robi. Potencjał zaczyna się ujawniać.

Na pierwszym turnusie dowiedzieliśmy się wielu cennych rzeczy, których nie byliśmy tak na prawdę świadomi. Na przykład, że wszystkie dzieci, które maja spektrum autyzmu maja problemy z jelitkami, co na ogół jest spowodowane ogromnym przerostem grzybów candida lub pasożytami. Paradoksalnie niemal każdy z nas słyszał powiedzenie, że jelito to drugi mózg i że są ze sobą połączone. Po zeskanowaniu naszego dziecka okazało się, że ma zawalone jelita Candida. Jelito to również odporność organizmu. Tak wiec od razu zaczęliśmy odgrzybianie i ścisłą dietę bez glutenu, nabiału i cukru. Nie mówię, że było łatwo, ale dzieci są tak wspaniale przygotowane przez naturę do wielu zmian. Już w czasie pierwszego turnusu nasz synek nas zaskoczył. Pewnego razu wybraliśmy się do jednego z hipermarketów, w którym było wszystko od A do Z. No właśnie kosiarki też. Przechodząc koło jednej z nich nasz CK oznajmił "kosiarka kosi trawę". Dosłownie nas zatkało! To było pierwsze pełne zdanie i do tego wiedział, do czego służy kosiarka! Takich "zaskoczeń" było jeszcze kilka. Na przykład powiedział "chce pic", a nie jak do tej pory "piciu". To wszystko po kilku dniach u Pana Jurka. Po powrocie zaczęliśmy odrobaczanie. W tym czasie bywało różnie. Były progresy, ale i regresy. To wszystko jest zupełnie naturalne.

W trakcie tych kilku miesięcy progres był jednak ogromny. Mowa ruszyła, w końcu z pojedynczych słówek zrobiły się krótkie zdania. Co zostało od razu zauważone w przedszkolu. Również skupienie uwagi było dużo lepsze. Bardziej się wyciszył. Bliżej naszej trzeciej wizyty coś się zaczęło dziać. CK znowu coraz częściej dostawał tzw. "głupawki" i stymulacja ruchowa znowu wróciła. Byłam bardzo zaniepokojona jego zachowaniem. Przedstawiłam panu Jurkowi sytuacje, który od razu wiedział, co jest. Powrót Candidy spowodowany jakimiś błędami w diecie. Czegoś było za dużo pomimo ścisłego przestrzegania diety. Ja wiedziałam, że tak było, bo CK nadal miał dużą wybiórczość pokarmową. Podczas naszej kolejnej wizyty w Algomedzie Pan Jurek potwierdził: jelito cienkie znowu zagrzybione.

Na trzeciej wizycie się zaczęło! Postęp był niemal natychmiastowy! Nowe słowa, zdania i rozumienie kontekstu. Pan Jurek to wszystko widział podczas codziennych wizyt. Powiedział również, że jeżeli będziemy się ściśle trzymać jego wskazówek nasz synek nie tylko dogoni, ale i przegoni swoich rówieśników w rozwoju. Po powrocie z trzeciego turnusu "niespodzianki" były niemal na porządku dziennym. Nie zdołam ich wszystkich przytoczyć, ale o jednej muszę opowiedzieć. Po około 10 dniach od powrotu z trzeciej wizyty w Algomedzie CK przyniósł kiwi, które tak sobie leżało na stole przez kilka godzin i oznajmił, że "chce". Pomyślałam więc, że jak zwykle skończy się na niczym. Ale tu nie lada zaskoczenie! Dałam plasterek. Drugi, trzeci i tak za jednym zamachem zjadł całe! Nigdy wcześniej nawet nie chciał spróbować. No i tak się zaczęło! Od razu przystąpiłam do akcji wdrażania nowych produktów. Dodam tylko, że moje dziecko od dwóch lat nie miało żadnych owoców w ustach, bo po prostu nie chciał ich nawet spróbować. Od tego czasu nasz synek ma taki apetyt, że czasem nie nadążamy z przygotowywaniem posiłków! Je wszystkie owoce i warzywa (tylko te dozwolone) łącznie ze szpinakiem!

Tak że drodzy rodzice, cierpliwości. Wszystko będzie się działo, a Pan Jurek zawsze będzie przypominał - cierpliwości. My, jako rodzice chcemy już i teraz, ale procesy, które zachodziły w przedziale kilku lat nie odwrócą się nagle o 180 stopni w ciągu jednej nocy! U nas np. proces radzenia sobie z wybiórczością pokarmową ruszył po 5 miesiącach, ale z prędkością jumbo jeta! A zaczęło się od kiwi!

Następna rzecz, którą chciałabym się podzielić to wyjścia na spacery. Może i błaha rzecz dla większości rodziców, ale dla nas była ogromnym wyzwaniem. Tak że nasze spacery prawie zawsze były w spacerówce. Nie będę nawet przytaczać większości komentarzy, które słyszeliśmy. "Taki duży a jeszcze w wózku". Nigdy nikomu się nie spowiadałam, dlaczego "taki duży a jeszcze" w spacerówce. Niestety inaczej się nie dało. Okiełznanie naszego dziecka bez spacerówki graniczyło z cudem. Uciekanie, wyrywanie się i ciągła gonitwa. No wiec drodzy rodzice po trzeciej wizycie u Pana Jurka spacerówka poszła na "emeryturę" i chodzimy już bez niej. Trzymamy się za rączki, nie ciągniemy. Jeszcze nie jest idealnie, ale całkiem nieźle i to się nazywa progres.

W tej chwili czekamy na naszą czwartą sesję w Algomedzie i jesteśmy w cotygodniowym kontakcie z Panem Jurkiem. Jeszcze kilka słów o Panu Jurku. Mamy ogromne szczęście, że ten wspaniały człowiek pojawił się w naszym życiu. Jest on osobą konkretną bez nonsensów. Albo rodzice będą ściśle z nim współpracować, albo nic z tego. To jest naprawdę bardzo ważne.

Tak naprawdę jest tylko jedno słowo, które chcielibyśmy mu powiedzieć. DZIEKUJEMY przez duuużą "D".

CK i rodzice.

Więcej w tej kategorii: C.K. »

Nasza strona FB

Telefon

+48 509286032

Zespoł ALGOMED

FIZJOTERAPEUTA

mgr Agnieszka Krzemieniecka

PSYCHOLOG

NEUROPSYCHIATRA DZIECIĘCY

TERAPEUCI

Kontakt